Przygoda, która przydarzyła się niedawno naszej redakcyjnej koleżance, mogła przytrafić się każdemu z was w dowolnej Biedronce z kasami samoobsługowymi.

Na pewno dobrze już poznaliście plusy i minusy korzystania z tego typu rozwiązania. Przy kasach samoobsługowych z reguły czeka mniej klientów, czas oczekiwania jest więc naturalnie krótszy.

Do zalet korzystania z takich kas wielu z was na pewno zaliczy pewność  co do właściwego nabicia na kasę poszczególnych produktów. W tym miejscu dochodzimy jednak do punktu, gdzie mogą pojawić się schody…

Co się dzieje po pomyłce na kasie samoobsługowej w Biedronce?

O co chodzi? Wiele trudności potrafi przysporzyć „skasowanie” produktów pozbawionych kodu kreskowego. Wielu z was na pewno miało „przeboje” przy kasie samoobsługowej z marchewką, ziemniakami, czy jabłkami.

Zobacz także:

Nierzadko zdarza się, że kategorie warzyw czy owoców na kasie niewiele się od siebie różnią. Ciąg dalszy jest już wiadomy. Czerwona lampka nad kasa i interwencja kasjera, który musi wyjaśnić nieporozumienie, wykasować błąd i pozwolić klientowi na dokończenie zakupów.

Niekiedy klientom brakuje jednak cierpliwości. Tak było w przypadku naszej koleżanki, która postanowiła kupić w jednej z placówek Biedronki bułki na kanapki.

Niewiele myśląc zapakowała dwa różnego rodzaju wypieki o tej samej cenie, ale różnej wadze do jednej papierowej torebki – tak miało być bardziej ekologicznie, po co w końcu marnować kilku siatek foliowych na dwie małe bułeczki? Za chwilę zatem pomaszerowała do punktu kas. Po odstaniu swojego w kolejce ruszyła do nabijania produktów na kasie.

Czy można włożyć różne bułki do jednej siatki w Biedronce?

I tutaj przydarzyło się coś, czego na pewno się nie spodziewała. Nasza koleżanka położyła na wadze dwie bułki, po czym „nabiła” na kasie tylko jedną, chcąc zadeklarować zakup drugiej innej bułeczki za moment. W tym momencie figla wycięła jej waga – czerwona lampka zaświeciła się natychmiast na górze, a z głośnika dobiegł komunikat głoszący o tym, że „zaraz podejdzie asystent”.

Nasza redaktorka poczekała więc na przybycie kasjera, który wytłumaczył jej, że każdy rodzaj pieczywa powinien być pakowany przez klientów do różnych woreczków i siateczek przygotowanych na tę okoliczność przez pracowników.

Na nic nie zdały się wyjaśnienia naszej koleżanki, która utrzymywała, że nie ma sensu marnowanie kolejnych opakowań, które zaraz wylądują na śmietniku. Całość zajęła około 10 minut – na ten cały czas kasa samoobsługowa musiała pozostawać nieczynna dla innych klientów, którzy nie kryli swojego niezadowolenia przeciągającymi się zakupami. Macie na swoim koncie tego typu sytuacje?