Od kilku tygodni Odra i zatrute w niej ryby są na ustach całego społeczeństwa. Skażenie środowiska i tony śniętych ryb powodują strach i odbijają się na przedsiębiorstwach, które żyły z tej rzeki, czyli np. smażalniach. Okazuje się, że ucierpiał nie tylko lokalny biznes, lecz również ten ogólnokrajowy. 

Biznesy rybne przy zachodniej granicy kuleją 

Katastrofa ekologiczna rzeki wytworzyła kryzys w branży okołoturystycznej w tym regionie. Dotyczy to wypożyczalni kajaków, restauracji czy też smażalni. Negatywnie wpłynęła na ilość turystów, a także ich chęć by kupić i zjeść smażoną rybę. 

W obawie przed zatruciem klienci nadodrzańskich smażalni dopytują się skąd pochodzą przygotowywane tam ryby. Trzeba ich wręcz przekonywać, że nie są wyławiane z Odry. Prawda jest taka, że w obecnej ciężkiej sytuacji, smażalnie muszą się ratować mrożonymi rybami z hurtowni. 

Zobacz także:

Ryby na listach zakupów w całej Polsce o 40 proc. rzadziej niż w lipcu  

Wielu klientów uprzedziło się i zraziło się do ryb, co widać po danych aplikacji do tworzenia list zakupowych Listonic. 

Różnica sprzedaży miesiąc do miesiąca jest wyjątkowo duża. Małgorzata Olczak, szefowa sprzedaży w Listonic, tak komentuje tę drastyczną zmianę: 

- Do dnia 22 sierpnia 2022 r. ryby pojawiały się na listach zakupów o 40 proc. rzadziej niż w lipcu tego roku. Z kolei w 2021 r. różnica między tymi dwoma miesiącami wynosiła jedynie 4 proc.  

Przyznaje również, że wakacje to dość niekorzystny okres sprzedażowy dla tego produktu. Niemniej sierpień odbiega zdecydowanie od normy: 

- Wakacje to okres, kiedy ryby rzadziej pojawiają się na naszych listach zakupów w porównaniu do pozostałych miesięcy w roku. Najwyższa liczba dodań występuje w miesiącach świątecznych - w grudniu oraz w marcu/kwietniu. Tym razem widzimy jednak bardzo wyraźny spadek zainteresowania w sierpniu. Prognozujemy, że do końca sierpnia ten spadek wyniesie ponad 20%  

Nie ma zagrożenia, a jest spadek sprzedaży 

Polacy się boją. Pomimo że nie ma realnego zagrożenia sprzedażą skażonych ryb, wolą ich unikać. I nie mówimy tu tylko o rybach słodkowodnych, lecz również o rybach morskich.  

Eksperka Listronik zauważa to ciekawe, acz niepokojące zjawisko:  

- Ze względu na zbieżność czasową zakładamy, że tak duża różnica ma związek z katastrofą ekologiczną w Odrze. To bardzo ciekawe zjawisko, ponieważ nie ma zagrożenia, aby ryby dostępne w sklepach były skażone – większość z nich była przecież importowana lub poławiana dużo wcześniej. Najwyraźniej jednak sam fakt mówienia o rybach w tym negatywnym, bardzo trudnym kontekście ma wpływ na nasze zachowania konsumenckie, co sprowadza się do tego, że ryby kupujemy mniej chętnie   

A wy kupujecie jeszcze ryby? 

Źródło: businessinsider.com.pl