Rządowa zapowiedź przedłużenia obostrzeń po prostu rozwścieczyła właścicieli knajp, barów, pubów, ale także i hotelarzy.

17 stycznia miał skończyć się kolejny etap zamknięcia gospodarki. Tymczasem minister Adam Niedzielski ogłosił, że od nowego tygodnia zezwala jedynie na pójście najmłodszym do szkół.

Antycovidowe restrykcje zostały przedłużone, gdyż dzienna liczba zarażonych nie jest jeszcze dostatecznie niska.

Ma to wciąż duże znaczenie z tego powodu, że lada moment pełną parą ruszy akcja szczepienia obywateli Rzeczpospolitej.

Zobacz także:

Góralskie zarzewie buntu

Zanim szczepionki przeciwko koronawirusa zaczną w ogóle działać, w Polsce na dobre zbuntowali się restauratorzy.

Zaczęło się od górali. Zebrani w inicjatywie „Góralskie veto” postanowili 17 stycznia otworzyć swoje lokale dla gości.

I to bez jakichkolwiek konsultacji z organami rządowymi, sanepidem czy policją. Podhalanie na czele z samozwańczym liderem strajkowej grupy Sebastianem Pitoniem podkreślają, że prawo jest po ich stronie.

Górale zarzekają się, że to właśnie rząd Mateusza Morawieckiego łamie ustawy, zakazując obywatelom prowadzenia wolnej i nieskrępowanej działalności gospodarczej.

Kto ma rację?

Spór z każdym dniem robi się  coraz ostrzejszy i dzieli Polaków. Z jednej strony można zrozumieć intencje restauratorów z całej Polski, którzy otwierają swoje punkty gastronomiczne.

Część z nich ma problem z płynnością finansową, nawet pomimo funkcjonowania wspierającej zamrożone branże tarczy antykryzysowej.

Z drugiej strony, stołowanie się Polaków w knajpach i zwiększenie kontaktów społecznych grozi jednym – a mianowicie owianą złą sławą trzecią falą pandemii.

Już teraz ze strony rządowej padła groźba – otwarte w czasie narodowej kwarantanny restauracje nie zostaną objęte kolejną tarczą antykryzysową.

Przeciąganie liny między organami państwowymi a niepokornymi obywatelami trwa. Kto będzie miał więcej siły i wytrwałości?