W latach 50-tych XX w. na ulicach polskich miast stanęły saturatory z wodą sodową. Metalowe wózki, często pomalowane na biało i sprzedawczynie w białych fartuchach oferujący przechodniom „czystą” lub „z sokiem”.... Takie obrazki na wiele lat wpisały się w miejski polski krajobraz.

Jak działał saturator z wodą sodową?

To dwukołowy wózek, z kołami od motoru „Komar” i parasolką czy daszkiem chroniącym urządzenie przed słońcem. Był wyposażony w duży baniak na wodę, zbiornik na dwutlenek węgla i pojemnik na suchy lód. Niektóre, nowsze wózki były wyposażone w gumowy wąż, którym obsługa podłączała saturator do miejskiego hydrantu.

Przechowywany dwutlenek węgla pozwalał wzbogacać wodę o gaz, a suchy lód schładzał napój. Dzięki temu w upalne dni przechodnie mogli sięgnąć po szklankę gazowanej wody, schłodzonej nawet do 6 st. Celsjusza.

W tamtych czasach, gdy sklepów „Żabka” nie było na każdym rogu, a napoje sprzedawane w sklepach spożywczych były przechowywane w skrzynkach, a nie w lodówkach, łyk gazowanego, zimnego napoju był prawdziwym luksusem.

Zobacz także:

Dlaczego wodę sodową nazywano „gruźliczanką”?

Napoje sprzedawane z ulicznych wózków, oferowały wodę z miejskiego wodociągu, która nie była wodą pitną jak dziś reklamowana przez samorządy „kranówka”. Można było kupić czystą wodę gazowaną, zwaną wodą sodową lub z dodatkiem soku, najczęściej wiśniowego lub malinowego. Szklanka czystej wody sodowej kosztowała 50 groszy, tej z sokiem 1 zł.

Napój podawany był klientom w kilku szklankach stojących na wózku. Nigdy nie było ich więcej niż 5 czy 6 sztuk. Dlatego gdy przy saturatorze ustawiła się kolejka, chętni cierpliwie czekali w ogonku, aż ci przed mini dostaną swój napój, wypiją go i oddadzą szklanką ekspedientce. Sprzedawczyni pomiędzy jednym, a drugim klientem opłukiwała ją wodą i przygotowywała kolejną szklankę gazowanego napoju.

Użyta szklanka nie była myta w dzisiejszym rozumieniu higieny naczyń wielokrotnego użytku. Nie używano do mycia żadnego detergentu, a ilość wody, jaką skrapiano szklankę pomiędzy klientami, była symboliczna. To z powodu niezachowania minimalnych zasad higieny, woda sodowa z saturatorów była nazywana właśnie „gruźliczanką”.

Stara i nowa historia saturatorów

Pierwsza saturatory pojawiły się w Polsce w latach 50., a wózki, z których sprzedawano wodę sodową, przywożono do Polski ze Związku Radzieckiego. Z czasem wózki zaczęła produkować stołeczna spółdzielnia Pracy Mechaników.

Saturatory, pod koniec lat 70. zaczęły znikać w polskich miast. Pojawiły się ponownie w 2007 roku na ulicy Piotrkowskiej w Łodzi. I choć ich powrót wiązał się z wielką dyskusją zwolenników saturatorów, z ich przeciwnikami, tłumaczącymi, że uliczne wózki pozbawią łódzką Piotrkowską reprezentacyjnego charakteru, to na jakiś czas jednak wróciły.

Źródło: Onet.pl