Spółdzielnia mleczarska Bielmlek z Bielska Podlaskiego zajmowała się skupem mleka od rolników indywidualnych. Producenci mleka, prowadzący czasem małe gospodarstwa, z kilkoma tylko krowami, byli jednocześnie członkami spółdzielni i sprzedawali w niej swoje mleko.

Dziś po bankructwie instytucji są zarówno jej udziałowcami, jak i wierzycielami. I wszystko wskazuje na to, że długi spółdzielni, w tym długi wobec siebie, będą musieli spłacać sami.

Jak doszło do bankructwa mleczarni?

Prezesem Spółdzielni Bielmlek w ostatnich latach był były sekretarz stanu w  Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, Tadeusz Romańczuk. Pochodził z Podlasia, ale przez wiele lat mieszkał w Warszawie i pracował jako kierowca autobusu. Gdy wrócił na Podlasie, zainteresował się lokalną polityką, stał się działaczem lokalnym, radnym, a w końcu senatorem i sekretarzem stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Jako prezes Bielmleku początkowo był chwalony przez rolników z regionu. Między innymi za pomysł proszkowania mleka. Rolnicy, udziałowcy spółdzielni cieszyli się, że ich mleko będzie można magazynować i sprzedawać nie wtedy gdy jest zebrane i świeże, tylko wtedy gdy na rynku jest najlepsza cena.

Zobacz także:

Budowa proszkarni była jednak ogromną inwestycją. Miała kosztować 115 milionów złotych. Część kwoty pochodziła z kredytów i pożyczek. To były pierwsze kredyty spółdzielni. Z czasem, pomocy zewnętrznej, także rządowej, zaczęło być znaczne więcej.

Żeby jednak proszkarnia mogła dobrze prosperować, powinna pracować pełną parą i przetwarzać ponad milion litrów mleka. Tymczasem spółdzielnia Bielmlek skupowała jedynie 150 tysięcy litrów, a z powodu spadających cen skupu, zaczęli od niej odchodzić kolejni dostawcy. Prezes nie zatrzymywał ich, twierdząc, że nie są potrzebni i grożąc, że mleko sprowadzi z Białorusi i Litwy. Tak zaczął narastać konflikt prezesa z rolnikami.

Chcąc finansować kolejne inwestycje, niektóre, jak zarzucają spółdzielcy, zupełnie niezwiązane z branżą mleczną, prezes zdecydował się powiększyć majątek przedsiębiorstwa. Zrobił to zwiększając udziały rolników w spółdzielni i biorąc pod ich zastaw kolejne kredyty. Zrobił to jednak bez zgody członków spółdzielni. O zwiększeniu swoich udziałów rolnicy dowiadywali się z zewnętrznych źródeł.

Dziś firma pozostaje w stanie upadłości. Jest zadłużona na 250 mln złotych, a jej wartość eksperci wycenili na jedynie 140 milionów.

Czy rolnicy będą spłacać dług mleczarni?

Wielu rolników nadal oddawało mleko do skupu w spółdzielni, choć już mówiło się o złej kondycji mleczarni. Dziś tłumaczą, że robili to, bo nie wierzyli w bankructwo, a chcieli ratować swoją mleczarnię. Tak zostali jej wierzycielami. Rekordzistom spółdzielnia zalega po kilkaset tysięcy złotych za skupione mleko.

Rolnik oddający mleko do spółdzielni mleczarskiej ma  jak wspomnieliśmy udziały w niej. W Bielmleku zostały one określone na 50 tysięcy złotych, a w czasie rządów prezesa Romańczuka, zwiększone bez porozumienia z rolnikami do 100 tysięcy złotych.

Rolnicy nie wnoszą udziałów jednorazowymi wpłatami, są one stopniowo odpisywane od przychodów za oddane mleko. Znajdują się na papierze i tworzą nieznajdujący pokrycia w gotówce majątek przedsiębiorstwa.

Jako udziałowcy spółdzielni, rolnicy odpowiadają swoim majątkiem za długi przedsiębiorstwa. Zaczęli właśnie dostawać od syndyka wezwania do zapłaty i to na kwoty określone na poziomie nie 50 tysięcy, na które się godzili, a wartość podniesiona bez ich zgody prezesa spółdzielni.

Dziś rolnicy zarzucają prezesowi nieuczciwość. Jednak dotychczasowe protokoły w kontroli przedsiębiorstwa nie wykazały jak dotąd nieuczciwości prezesa Romańczuka. Jedyna nadzieja w umorzeniu długu rolników wobec własnej spółdzielni. Mogą je ogłosić stosowne organy rządowe. 

Źródło: wyborcza.pl, money,pl, farmer.pl