Prasa kobieca w czasach PRL-u pomagała gospodyniom poruszać się w świecie, w którym sklepowe półki świeciły pustkami. Radziła, jak tanio i z zastępczych składników przygotować uroczysty obiad dla rodziny.

Świąteczna propaganda w PRL-u

W książce varsavianistki Danuty Szmit-Zawieruchy „Korzenie miasta” można przeczytać jak  kierowniczki sklepów przygotowywały swoje placówki do świąt:

- Gdy zbliżały się święta wielkanocne, zwane przez propagandę wiosennymi, piękniały sklepowe wystawy. W witrynach jak rozdęte pawie puszyły się sztuczne indyki, sztuczne kaczki, a sztuczne kwoki wysiadywały gliniane jaja. Piętrzyły się atrapy wielkich szynek z kością, jak węże wiły imitacje plastikowych kiełbas. Prawdy o ówczesnym handlu nie należało jednak szukać na wystawach, tylko we wnętrzach sklepów, gdzie toczyła się ostra nieraz walka o prawdziwe cytryny, pasztety i balerony.

Jednocześnie, kto żył w tych czasach, ten pamięta, że władza ludowa bardzo niechętnie wspominała o katolickich świętach. Nie miała jednak nic przeciwko postom narzucanym przez kościół. Puste półki w sklepach bardzo zachęcały ludzi do postowania. Monika Milewska, w książce „Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL” wspomina, że w tygodniu przed Wielkanocą dziennik „Życie Warszawy” pisał:

- Śledzie będą zapewne jednym z najbardziej chodliwych artykułów w postnym tygodniu”.

Z kolei przedświąteczne porządki przypisywano w mediach nie Wielkanocy, tylko wiośnie.

Zobacz także:

Nawet symbole świąt mogły być w tym czasie powodem działań cenzorów. W 1986 r., w piśmie Powściągliwość i Praca wstrzymany został przez cenzurę rysunek autorstwa Juliana Bohdanowicza, przedstawiający wielkanocnego zajączka w otoczeniu pisanek. Dlaczego tak się stało wyjaśnia autorka „Ślepej kuchni…”, która dotarła do treści opinii cenzorów:

- Brzmiał on: „Treść rysunku bulwersująca opinię publiczną może wyrządzić poważne szkody interesom PRL”. Tym, co miało tak bulwersować opinię, był cień zajączka, czyli tzw. zajączek, znak solidarnościowej Victorii (znak zwycięstwa – przyp. red.) - wyjaśnia Monika Milewska.

Szynka i przepisy na wielkanocne dania

Jak wspomnieliśmy, szczególnie w czasach stalinowskich, określenie „Wielkanoc” było zastępowane słowem „wiosna”. Czasopisma kobiece w różny sposób omijały cenzurę. W latach 50. XX wieku Przyjaciółka proponowała czytelniczkom idealny zestaw śniadaniowy, na pierwszy dzień „wiosennych świąt”, a w tekście przemycała informację, że wielkanocne pokarmy należy święcić:

  • Bigos
  • Galaretka z nóżek
  • Jajka do święconego 
  • Mazurek czekoladowy

Podobnie, daniami wiosennymi nazywane były potrawy, na które przepisy drukowały magazyny dla kobiet. Prasa kobieca podpowiadała gospodyniom jak tanio gotować i skąd brać zastępcze składniki. Radziła na przykład, aby zamiast kandyzowanej skórki pomarańczowej używać do ciast kandyzowanej marchewki, a zamiast chrupiących orzechów, pokruszonych ciasteczek:

- Z ciast najlepiej upiec zwykły drożdżowy placek dobrze słodki, z kruszonką. Jest mniej kosztowny niż babka, łatwiej go przygotować i piec”.

Polacy pomimo marnego zaopatrzenia, potrafili jednak przyrządzać wystawne święta. O tym skąd brali szynkę, tak mówi autorka „Ślepej kuchni”:

- Legalnie można było wystać niewiele, dlatego handlowano kartkami i potajemnie przywożono ze wsi maluchem mityczne „pół świniaka”. W modzie były wielkie, sklepowe zamrażarki, w których – w niewielkich kuchniach – gromadzono zapasy na święta.

Tak, duże sklepowe chłodziarki w małych kuchniach, garażach i piwnicach, to był znak czasów. Też  taką mieliście?

Źródło: stronaodkuchni.pl, tokfm.pl