Na początku XX wieku firmowe „śledziki” odbywały się głównie w gronie męskim. Nie dlatego, że kobiety w tym czasie gotowały w domach. Powodem było to, że w tych czasach pracownikami byli przede wszystkim panowie. A jak obchodzono „śledzika” za czasów PRL-u?

Zakładowy „śledzik” w PRL-u to była oficjalna uroczystość

Kolacja wigilijna w pracy wymagała specjalnych przygotowań. Panie wyciągały z szaf najlepsze sukienki lub eleganckie garsonki, panowie, nawet jeśli na co dzień szli do pracy w swetrach, na „śledzika” zakładali garnitury. Wigilia zakładowa była uroczystym wydarzeniem, nawet gdy odbywała się w stołówce pracowniczej, a wigilijne dania przygotowywały te same kucharki, które codziennie serwowały ogórkową i leniwe.

Spotkania organizowane były na miejscu, w stołówkach, w salach BHP czy też konferencyjnych, na terenie zakładu pracy, choć zdarzały się instytucje, które zapraszały pracowników do restauracji.

Skąd dziś wiemy co jadano podczas wigilijnych spotkań pracowniczych w dawnych czasach? Stałym punktem każdej takiej imprezy były zdjęcia. Chętnie fotografowano zastawione stoły i uczestników uroczystości. Zdjęcia zdradzają m.in., że choć biesiadnicy pojawiali się na „śledziku” w eleganckich strojach, z czasem panowie zrzucali marynarki i rozluźniali krawaty.

Zobacz także:

Co podawano na pracownicze wigilie w PRL-u?

Wigilie dla swoich pracowników organizowała większość zakładów pracy. Odbywały się w szkołach, urzędach, domach dziecka czy jednostkach milicji i straży pożarnej. „Śledzik” zawsze był imprezą, na której podawano alkohol. W czasach PRL na stołach królowała czysta wódka, a dla kobiet szykowano słabszą, kolorową wódkę, jak jarzębiak.

Stoły uginały się od jedzenia. Obowiązkowo był śledzik w oleju, sałatka jarzynowa, karp w galarecie i jajka w majonezie. Na stołach ustawiane były półmiski pełne wędlin, a na nich szynka, schab i baleron. Półmiski przystrajano charakterystyczną zieloną ozdobą, czyli tzw. garni z sałaty lub dłużej zachowującego świeżość jarmużu. W tych czasach nikt nie jadał jarmużu na obiad, warzywo wykorzystywane było wyłącznie do dekoracji półmisków z wędlinami.

Co jadano na deser po takiej kolacji? Większość archiwalnych fotografii potwierdza, że na każdym stole był makowiec. W czasach kryzysu, w latach 80. gdy świąteczny jadłospis ograniczano do minimum, były takie zakłady pracy, które zapraszały pracowników jedynie na makowiec.

W ten sposób, w czasach pustych sklepowych półek i żywności na kartki, zachowywały tradycję spotkań integracyjnych zespołu i oficjalnych życzeń składanych załodze przez dyrekcję.

Źródło: Dziennik Zachodni, Strefa Biznesu