Jeśli macie w pamięci popularne hasło: „dobre, bo polskie”, zachęcające kiedyś do kupowania naszych rodzimych produktów, to zapomnijcie o nim. Nie jest prawdziwe - przynajmniej, jeśli chodzi o mięso. Ponad wszelką wątpliwość udowodniła to Najwyższa Izba Kontroli. Co stwierdzili urzędnicy NIK?

Dramatyczny obraz produkcji mięsa w Polsce

Najwyższa Izba Kontroli przygotowała obszerny raport na temat bezpieczeństwa żywności w Polsce. Raport liczy ponad 100 stron, a nad jego powstaniem pracowali kontrolerzy NIK i naukowcy z uniwersytetów przyrodniczych. Wzięto też pod uwagę kontrole NIK z poprzednich lat i audyty sporządzane przez Komisje Europejską.

Alerty o niebezpiecznej żywności w Polsce są coraz liczniejsze. W 2017 roku zgłoszono 87 przypadków  niebezpiecznej żywności, a w 2020 roku zgłoszono już 273 sygnały.

Badania wykazały, że polska żywność jest niebezpieczna z powodu powszechnie występującej w niej salmonelli. Drugim dużym problemem jest używanie w czasie hodowli najsilniejszych antybiotyków stosowanych do leczenia ludzi. W konsekwencji bakterie stają się odporne na te antybiotyki.

Zobacz także:

Kontrolerzy wskazują, że powodem zagrożenia dla zdrowia konsumentów, są niewłaściwe działania po stronie producentów i sprzedawców, a w szczególności:

  • Zanieczyszczenia żywności
  • Fałszowanie żywności
  • Niewłaściwe warunki przechowywania i sprzedaży
  • Niewłaściwe warunki utrzymania zwierząt (nieprawidłowe żywienie zwierząt, przenoszenie na człowieka chorób odzwierzęcych)
  • Nielegalna działalność w zakresie produkcji żywności

Z czego wynika fatalny stan jakości produkcji żywności w Polsce?

Raport stwierdza, że w latach 2014–2016 Inspekcja Weterynaryjna nie pełniła w Polsce praktycznie żadnego nadzoru nad ubojem zwierząt gospodarskich. Lekarze nie znali wszystkich obowiązujących przepisów dotyczących ochrony zwierząt, a hodowcy nie dopełniali obowiązku informowania o każdym uboju.

Raport NIK nie tylko wymienia źródła nieprawidłowości, ale też formułuje zalecania. Głównym jest oczywiście konieczność wzmożenia kontroli weterynaryjnych. I tu zaczyna się kolejny problem. Kontrole nie są przeprowadzane, ponieważ nie ma ich kto robić. Inspekcja Weterynaryjna od lat cierpi na problemy kadrowe. Weterynarze nie chcą być inspektorami z pensją do 3,5 tys. zł. czyli znacząco niższą od pensji weterynarzy z tzw. wolnej praktyki. Inspekcja Weterynaryjna nie mając własnych pracowników, zleca wykonanie części kontroli prywatnym lekarzom, co też nie jest prawidłowe. Audyty Unijne wskazywały bowiem w przeszłości, że kontrole bezpieczeństwa żywności w kraju i nadzór nad ubojem, powinni pełnić wyłącznie urzędowi lekarze weterynarii, a nie lekarze prywatni.

Wzrost nieprawidłowości, ilość ostrzeżeń oraz brak widoków na poprawę obecnego stanu rzeczy, nie nastraja pozytywnie. Wygląda na to, że powołane instytucje nie zapewniają polskim konsumentom bezpiecznej żywności, co jest szczególnie groźne w odniesieniu do żywności odzwierzęcej.

Pozostanie nam jeść marchewkę, po starannym umyciu jej pod bieżącą wodą? W tym przypadku przynajmniej nie zarazimy się salmonellą i nie uodpornimy na antybiotyki.

Źródło: Nj24.pl