Podatek od sprzedaży detalicznej, czyli podatek handlowy, miał być wprowadzony już dużo wcześniej. Politycy rządzącego Prawa i Sprawiedliwości w ten sposób chcieli ponoć wyrównać szansę między krajowymi, a zagranicznymi sieciami sklepów.

Krótko mówiąc, nowa danina najbardziej uderzy w największe sklepy. Wielkie sieci, takie jak Biedronka czy Lidl będą musiały uiszczać do Skarbu Państwa podatek od wielkości sprzedaży.

Rząd wymierza cios wielkim sieciom

A więc – im większa sprzedaż w danej sieci, tym większa należność oddawana fiskusowi. Co to oznacza dla klientów? Nie mamy dobrych wieści.

Tak jak było to w przypadku podatku cukrowego, znowu zanosi się na to, że sklepy przeniosą koszty nowej daniny na klientów.

Zobacz także:

Rząd dostał wreszcie zielone światło na wprowadzenie nowej opłaty od instytucji europejskich. Wcześniej była ona przedmiotem dyskusji Rady Ministrów z Komisją Europejską.

W związku z tym, naliczanie opłat, państwo zacznie dopiero od 25 lutego. Już teraz ruszyły domysły, jak sklepy zareagują na taki finansowy cios od rządu.

Efekt podatku? Wyższe ceny

Eksperci nie pozostawiają złudzeń. Wbrew opiniom rządowych ekspertów, nie zanosi się na to, że sklepy zrezygnują z podwyżek.

Proces rośnięcia cen rozłoży się w czasie, ale to właśnie w ten sposób wielkie sieci spożywcze powetują sobie straty z tytułu podatku handlowego.

Innym rozwiązaniem może być ograniczenie popularnych akcji promocyjnych, od których roi się w różnego rodzaju gazetkach przygotowywanych przez sklepy.

Fachowcy wieszczą także trudne czasy dla dostawców i producentów żywności współpracujących ze sklepami. Sklepy mogą chcieć przerzucić część kosztów także na nich, i narzucić gorsze warunki podczas negocjacji kontraktów.