Na miejskich osiedlach można było nie tak dawno temu wykupić abonament na mleko. Rozwożone było w skrzynkach pełnych brzękających butelek, już od wczesnego świtu. Roznosiciele zaczynali pracę od 4 rano, dzięki czemu, gdy budziło się osiedle, panie domu miały pod drzwiami świeże mleko na śniadanie. Ale zdarzało się, że mleka nie było. Co wtedy?

Jak roznoszono mleko w PRL-u?

Abonament na codziennie dostarczane mleko, można było wykupić zazwyczaj w pobliskim „spożywczaku”. Do wyboru były dwa rodzaje: tłuste, ze złotym kapslem i chude ze srebrnym. Roznoszone było w wielorazowych, szklanych butelkach, dlatego też poprzedniego dnia należało dokładnie umyć i wieczorem wystawić przed drzwi, puste butelki na wymianę. Gdy rodzina rano wstawała, przed drzwiami stały już pełne, z białym napojem na pożywne śniadanie.

W tych czasach mleko było jednym z ważniejszych produktów spożywczych. Ponieważ było go pod dostatkiem, teoretycznie powinno w jakimś stopniu bilansować niedobory białka, wynikające z braku mięsa w sklepach... Uważane było przez komunistyczne władze za zdrowy, lokalny produkt, dzięki któremu polskie dzieci rosły jak na drożdżach, a robotnicy mieli siłę do pracy.

W latach 70 i 80-tych XX w było tak rozpowszechnione, że dzieci na śniadanie przed szkołą jadły w domu kluski lane na mleku, a w szkole dostawały szklankę mleka, do kanapki na drugie śniadanie.

Zobacz także:

Jak sobie radzono z kradzieżami mleka spod drzwi?

Zdarzało się jednak, że mleko znikało. Czasem było podkradane przez sąsiada, który nie wykupił abonamentu, a miał ochotę na świeży napój. Czasem sięgnął po niego ktoś wracający po ciężkiej nocy nad ranem do domu, bo świeży, zimny napój od krowy doskonale gasił pragnienie.

A czasem zamawiający po prostu zapomnieli wystawić butelkę na wymianę. Te przypadki zdarzały się rzadko, wszędzie tam, gdzie roznosiciele mleka dbali o to, żeby każdy klient dostał swój poranny napój i dzwonkiem do drzwi, o 4 nad ranem, stawiali na nogi całą rodzinę.

W tych miejscach, w których incydentów znikania butelek z mlekiem było tak dużo, że klienci rezygnowali z abonamentu, uzgadniano czasem, że butelki nie będą zostawiane, tylko przekazywane z ręki do ręki. Roznosiciel mleka dzwonił do drzwi, odbierał od domowników puste butelki i w zamian przekazywał pełne.

Taki system obsługi możliwy był pod warunkiem że odbywał się rano, ale nie wcześniej niż o godzinie 6:00 czy 7:00. Obsłużona mogła więc być tylko ograniczona liczba osób. System stosowany był pod sam koniec ery roznoszenia mleka, gdy amatorów dostawy mleka pod drzwi nie było już tak wielu.

Roznosiciel mleka – zawód zapomniany jak kowal czy szewc

O roznosicielach mleka z PRL-u powstawały skecze i filmy. Na kultowym już „Nie lubię poniedziałku” widzowie są świadkami tego, jak wracający imprezowicz wypija mleko pozostawione w skrzynkach, przed osiedlowym sklepem spożywczym.

Z kolei sceneria jednego z programów kabaretowych Zbigniewa Laskowika i Bogdana Smolenia została umieszczona na jednym z peerelowskich budzących się osiedli, wśród brzęków skrzynek z butelkami.

Dziś zawód roznosiciela mleka już nie istnieje. Przestał istnieć jak wiele innych, o których myślimy z nostalgią. A mleko? Z czasem mleko sprzedawane kiedyś w butelkach ze złotym i srebrnym kapslem, zostało zastąpione przez to pakowane w plastikowe woreczki, a jeszcze później, w kartony.

Źródło: londynek.pl, prk24.pl