Jesień przynosi nam nie tylko zmianę pogody, chłodniejsze wieczory i noce oraz kolorową roślinność. To pora, na którą wiele osób czeka z utęsknieniem. Planują, gdzie w tym roku będą zbierać grzyby i przypominają sobie, które miejsca w zeszłym roku obradzały najobficiej.

To też czas, gdy na grzyby, raz czy dwa razy w sezonie, wybierają się „niedzielni” grzybiarze. Nie zbierają dużo, ale tyle, że by starczyło na dwa obiady, kilka słoików z marynowanymi grzybkami i sznur suszonych na wigilijne pierogi. Czasem jednak nawet obfity zbiór przynosi rozczarowanie. Poznajcie niezwykłą historię grzybobrania. 

Osobliwy przypadek pana Andrzeja, który wybrał się na grzyby

Pan Andrzej, czytelnik O2 wybrał się tej jesieni na grzyby. Nie tylko nic nie zapowiadało koszmaru, ale samo grzybobranie udało się znakomicie. Mężczyzna wrócił do domu z ogromną ilością, 6,5 kg pięknych, zdrowych okazów.

Wstępne rozkrojenie grzybów potwierdzało, że zbiory są zdrowe i wystarczy je przygotować do jedzenia i na przetwory.

Zobacz także:

Czytelnik zostawił kosz na blacie w kuchni, a gdy po pół godzinie wrócił, żeby oczyścić zbiory, oniemiał. Z pozornie zdrowych grzybów zaczęły wychodzić setki robaków. Owady opanowały cały kosz.

Wszędzie, dosłownie wszędzie były mikroskopijne robaki. Koszyk wręcz żył własnym życiem. Dla takiego laika jak ja było to wręcz przerażające. Pełzające i skaczące robaki rozpełzły się z kosza po całej kuchni.

Robaki zaatakowały nie tylko grzyby, ale też rozpełzły się po kuchni

Przerażony grzybiarz zauważył, że gdy tylko włożył grzyby do wody chcąc je opłukać z owadów, te zaczęły tworzyć zwarte kolonie. Ratowały się przed podtopieniem, tworząc jedną, zwartą powierzchnię.

A gdy zobaczyłem, jak ratują się przed utopieniem, łącząc się w grupy, oniemiałem. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Nie widział też mój ojciec, który na grzyby chodzi od ponad 50 lat.

Część robaków rozbiegła się po blacie kuchennym, niektóre od razu dorwały się do misy owoców stojących obok.

Po wszystkim, grzybiarz z żoną długo sprzątali kuchnię ze śladów inwazji. Ostatecznie z obfitych zbiorów udało im się uratować około pół kilograma grzybów.

Doświadczeni grzybiarze są pewni: to skoczogonki. Strzeżcie się ich!

Okazuje się, że te drobne stworzenia to najprawdopodobniej skoczogonki. Są drobnymi stawonogami o długości 2-3mm. Ich odwłok posiada tzw. widełki skokowe, które ułatwiają im poruszanie się. Dzięki nim, robaki są skoczne jak pchły. Grzybiarze nazywają je „leśnymi pchełkami”.

Skoczogonki są dobrze znane nie tylko grzybiarzom, ale także ogrodnikom. Co ciekawe, te owady mogą być przyjazne i pożyteczne dla naszych ogrodowych czy leśnych roślin.

Skoczogonki żyją w glebie i często nie robią szkód roślinom, a są pożyteczne, gdyż żywiąc się ziemią, przerabiają ją na próchnicę.

Jednak, gdy zaczną się masowo rozmnażać i zaczyna im brakować pożywienia, żerują poza glebą, na miękkich częściach roślin i stają się wtedy groźne jak szarańcza.

Źródło: onet.pl, o2, ogrodosfera.pl