W nocy z 7 na 8 grudnia doszło do eksplozji w dwóch polskich sklepach. Zdarzenie miało miejsce w Holandii, w miastach Aalsmeer i Heeswijk-Dinther. Udało się ustalić, że oba supermarkety nie należą do sieci Biedronka, choć nosiły tę samą nazwę – większość polskich sklepów w Holandii ją wykorzystuje.

 

Jak podają serwisy informacyjne, pierwszy wybuch mieszkańcy usłyszeli około godziny trzeciej w nocy. Natychmiast wezwali straż pożarną, której przekazali, że poza tym jednym wybuchem było słychać jeszcze kilka mniejszych. Pożar gaszono do godziny 4:20. Supermarket znajdował się na parterze kamienicy – jej mieszkańców natychmiast ewakuowano, na szczęście nikomu nic się nie stało. Sklep został doszczętnie zniszczony przez ogień, który wybuchł w następstwie eksplozji.

Lokalne porachunki?

Służby wypytywały właściciela supermarketu, czy ma informacje o osobach, które mogłyby przeprowadzić zamach na jego sklep. Mohamad Mahmoed, który prowadził ten supermarket wyznał, że nie ma żadnych wrogów, którzy mieliby zniszczyć jego sklep. O sytuacji dowiedział się krótko po wybuchu, gdy obudzony sygnałem alarmowym sprawdził nagranie z monitoringu na którym nic nie było widać. Chwilę później zadzwonili do niego mieszkańcy kamienicy z informacją o eksplozji.

Zobacz także:

 

Kolejny wybuch miał miejsce 100 kilometrów dalej, w dużym supermarkecie w mieście Heeswijk-Dinther. Z miejsca wypadku ewakuowano 20 osób. Holenderska policja poinformowała, że na razie nic nie wiadomo o tym, by eksplozje były ze sobą powiązane.