Właściciele knajp, barów i innych lokali gastronomicznych, powiedzieli donośnym głosem: „dość!”. W połowie stycznia zaczął się ich bunt.

Zarzewie konfliktu na linii restauratorzy-rząd, miało miejsce na południu Polski. Podhalańscy przedsiębiorcy spod znaku „Góralskie veto”, jako pierwsi ogłosili otworzenie swoich restauracji na taką skalę.

Kryzys finansowy spowodowany koronawirusem, najmocniej uderzył właśnie w branżę gastronomiczną. Kolejne transze z rządowych tarcz antykryzysowych nie wystarczyły.

Właściciele knajp nie mieli więc wyjścia i poszli na wojnę z rządem Mateusza Morawieckiego. Na ripostę premiera i podległych mu służb, nie trzeba było długo czekać.

Zobacz także:

Obiad w „nielegalnej” knajpie

W pierwszej kolejności rząd zagroził zbuntowanym restauratorom odebraniem im należnej pomocy finansowej z tarczy antykryzysowej.

Po stronie restauratorów stanęli jednak klienci, którzy spragnieni wolności i swobodnego jedzenia posiłków na mieście tłumnie przybyli do otwartych lokali.

Właściciele restauracji zaczęli liczyć pierwsze zyski, a w tym samym czasie razem z prawnikami ustalali, w jaki sposób będą walczyli z kontrolami policji.

Jakby z boku całego zamieszania znaleźli się klienci. O tym, jak wysokie kary grożą zbuntowanym właścicielom knajp, było głośno.

Sanepid w toku postępowania administracyjnego jest w stanie „wlepić” niesfornym restauratorom nawet 30 tys. złotych kary.

A jakie konsekwencje za wizytę w „nielegalnej” restauracji grożą zwykłym klientom? Postarajmy się nieco rozjaśnić tę sprawę.

Spór w doktrynie

Część środowiska prawniczego utrzymuje, że klienci restauracji powinni odpowiadać tylko i wyłącznie za łamanie przepisów skierowanych tylko do nich.

Krótko mówiąc, klienci odwiedzający restaurację nie są odpowiedzialni za postawę właściciela restauracji, który zaryzykował otwarciem knajpy.

Taka interpretacja przepisów wskazuje, że policja może ukarać klienta tylko za nieprzestrzeganie podstawowych przepisów i regulacji rządowych w zakresie walki z pandemią.

A więc chodzi tutaj o zachowanie tzw. dystansu społecznego, noszenie obowiązkowej maseczki w przestrzeni publicznej itd.

Kary za te przewinienia są powszechnie znane. Mundurowi mogą wypisać niezalecającym się do tych przepisów nawet 500 zł z tytułu mandatu.

Zdanie odosobnione

Część prawników jest jednak innego zdania. Według nich, na klientów mogą być nałożone te same kary, co te wymierzone we właścicieli knajp.

Według tej wykładni covidowych rozporządzeń, na osoby jedzące obiad w „nielegalnych” restauracjach, może być nałożona dotkliwa kara administracyjna.

Tę wystawia osobom karanym Sanepid w drodze administracyjnej. Według prawników, to jednak nie zamyka całej sprawy. Takiej kary można nie przyjąć i potem starać się dochodzić swoich praw przed sądem.