Zeszłoroczna Wielkanoc była prawdziwym wstrząsem dla polskiego społeczeństwa. Takiego przebiegu świąt nie było nawet w trakcie stanu wojennego z lat 1981-1983.

Wszechobecny strach, niezwykły spadek ruchu na drogach i Polacy zamknięci na cztery spusty w swoich domach i mieszkaniach.

Zeszłoroczne apele premiera Mateusza Morawieckiego i ówczesnego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, zrobiły swoje.

Polacy przełknęli gorzką pigułkę, w dużej mierze pozostali w domach w czasie wielkanocnych świąt i zdali egzamin z obywatelskiego posłuszeństwa.

Zobacz także:

Jak Polacy przyzwyczajali się do pandemii?

Z czasem koronawirus został przez nas w jakiś sposób oswojony. Liczba zakażeń i zgonów z powodów zakażeń lub w wyniku tak zwanych chorób współtowarzyszących, przestała już robić na ludziach takie wrażenie.

Efekt można było zaobserwować już po przyjściu drugiej fali koronawirusa. Na jesieni zeszłego roku zapadła decyzja o zamknięciu cmentarzy na Święto Zmarłych.

Po miesiącu przyszedł czas na ogólnonarodową debatę o świętach Bożego Narodzenia. Ostatecznie rząd namawiał do spędzenia świąt w gronie maksymalnie 5 gości.

Wszystko to odpowiadało zarządzeniom wynikających z rozporządzenia rządowego o zwalczaniu epidemii.

Jak Polacy przyjęli apele Mateusza Morawieckiego i ministra Adama Niedzielskiego, wszyscy wiedzą. Ostatecznie za złamanie zasad narodowej kwarantanny nie wlepiano mandatów.

Po drodze mieliśmy jeszcze strajk przedsiębiorców i restauratorów – Polacy coraz wyraźniej dają do zrozumienia, że zamknięcie gospodarki zaczyna ich męczyć.

Co robi rząd, by zapobiec rozlaniu się trzeciej fali koronawirusa?

Trzecia fala COVID-19, która właśnie wkroczyła do naszego kraju, nie wywołuje już ogólnonarodowego strachu i nie budzi tak zdecydowanych reakcji obronnych.

Szpitale są jednak znowu przepełnione, brakuje personelu do leczenia osób chorych na inne choroby i wymagające innych zabiegów i operacji.

Rząd nie miał więc wyjścia i znów zaapelował do Polaków o jak najbardziej możliwe ograniczenie przemieszczania się w czasie najbliższych świąt wielkanocnych.

Wszystko po to, by uniknąć choć częściowo transmisji koronawirusa na osoby znajdujące się w grupie zagrożenia.

Czy rząd zamknie wszystkie sklepy na Wielkanoc?

Apelom rządu towarzyszyły jak zwykle różnego rodzaju plotki, spekulacje i domysły. Wśród nich nie brakowało pogłoski o zamknięciu wszystkich sklepów w kraju w okresie Wielkanocy.

Rzecznik rządu Piotr Müller starał się uspokoić nastroje w rozmowie na antenie jednej ze stacji radiowych.

Müller wyraźnie zastrzegł, że rząd nie zamierza wprowadzać dodatkowych, dalszych obostrzeń i ograniczeń, oprócz tych, które już wprowadzono w niektórych województwach.

Jedyne, co widzimy, to obostrzenia regionalne dotyczące galerii handlowych. To, co jest brane pod uwagę, to decyzje co do innych regionów na podobnym poziomie. Większych obostrzeń niż te, które są w regionach najbardziej dotkniętych zachorowaniami, nie planujemy - powiedział Müller  

Co to oznacza? Nie ma mowy o zamknięciu sklepów spożywczych i innych dotychczas otwartych placówek w czasie pandemii.