Ostatnie badania wskazują, że już niemal połowa Polaków robi zakupy na zapas. Odsetek osób robiących większe nabytki w sklepach spożywczych, wzrasta z miesiąca na miesiąc.

Przyczyn takiego stanu rzeczy należy upatrywać oczywiście w pandemii koronawirusa. Odkąd COVID-19 zjawił się nad Wisłą, zmieniły się nasze zakupowe przyzwyczajenia.

Pandemiczna panika

Początkowy szok i strach przed zachorowaniem, wywołał wiadomą reakcję wśród większości z obywateli naszego kraju.

Polacy zaczęli gromadzić wszelkie możliwe produkty spożywcze, na czele z kaszami i makaronem.

Zobacz także:

Z pewnością pamiętacie obrazki ze sklepów z pustymi regałami z wiosny zeszłego roku.

Opustoszałe półki z suchą żywnością, zapakowane do granic możliwości wózki klientów i wszechogarniający pośpiech. Tak było jeszcze w marcu ubiegłego roku.

Polacy dalej „chomikują” żywność

Na szczęście już dziś panika związana z koronawirusem mocno zelżała. Nikt nie ma już problemów z nabyciem odpowiedniego rodzaju kaszy czy ryżu w dowolnym sklepie.

Miejmy nadzieję, że do historii przeszły już sytuacje z brakami papieru toaletowego w supermarketach i sklepach z chemią.

Od wybuchu pandemii koronawirusa minął już niemal rok. Mimo tego wzrostowy trend kupowania pożywienia na zapas wciąż się utrzymuje.

Jaka jest przyczyna tego stanu rzeczy? Wydaje się, że Polacy wciąż wolą ograniczać społeczne kontakty, o które łatwo w sklepach spożywczych.

Lepiej dużo, a rzadziej?

To właśnie brak dystansu społecznego, często spotykany właśnie na terenie sklepów spożywczych, jest przyczyną  wzmożonej transmisji COVID-19.

Polacy dobrze o tym wiedzą, dlatego też do sklepów wolą chodzić po konkretne, spore zakupy.

Pytanie tylko gdzie pomieścić wszystkie zapasowe opakowania mąki, kaszy i makaronu…

A czy wy nadal robicie większe zakupy na dłuższy czas? Czy także uważacie, że chomikowanie makaronu, ryżu i puszkowanej żywności ma sens?

Czy jednak pozostajecie przy zdaniu, że powinno się kupować tylko tyle, ile w danym momencie można po prostu spożyć?