Inflacja powoduje, że sytuacja w wielu polskich domach staje się bardzo trudna. Stać nas na coraz mniej, a w pierwszej kolejności rezygnujemy z wydatków na rzeczy, które nie są nam niezbędne do życia - na przykład przestajemy chodzić do restauracji i jemy w domu, ponieważ tak jest taniej.

Cierpią nie tylko gospodarstwa domowe, ale też przedsiębiorcy - zwłaszcza restauratorzy. Sytuacja jest na tyle dramatyczna, że wiele lokali po prostu kończy działalność ze względu na inflację. 

W kryzysie najmocniej cierpią małe restauracje

Przedsiębiorcy z Północnej Izby Gospodarczej biją na alarm i zwracają uwagę na to, co się dzieje na rynku gastronomii w Szczecinie, który jak w soczewce skupia wszystkie problemy polskiej branży restauracyjnej. A dzieje się bardzo źle, ze względu na szalejącą inflację.

Zobacz także:

Eksperci podkreślają, że w ciągu zaledwie kilku miesięcy upadło tam już kilka restauracji, w tym dwa bary mleczne. Powód? Nieprawdopodobne tempo wzrostu cen produktów potrzebnych do przyrządzenia sprzedawanych posiłków. 

– Ceny produktów rosną dynamicznie, a restauratorzy nie mogą pozwolić sobie na przerzucanie kosztów na klientów, bo ci nie będą w stanie płacić 40-50 proc. więcej za danie. Restauracje więc popadają w długi lub upadają. Północna Izba Gospodarcza apeluje o przyjęcie pakietu ratunkowego i zwrócenie uwagi na sytuacje małych przedsiębiorstw – powiedziała Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie.

W najtrudniejszej sytuacji są bary mleczne i małe, rodzinne restauracje, które mają niskie marże oraz klientów przyzwyczajonych do przystępnych cen. Właściciele takich lokali mają duży problem, ponieważ gdyby podnieśli ceny za dania, ich klienci po prostu przestaną do nich przychodzić.

Z drugiej strony jeżeli restauratorzy nie podniosą cen, to lokale zaczną przynosić im straty. Efekt? Restauracje upadają jedna za drugą. 

Produkty drożeją z dnia na dzień

Drogie składniki potrzebne do ugotowania serwowanych dań są tylko jednym z powodów wzrostu cen w restauracjach. W końcu na cenę widoczną w menu składa się także czynsz za lokal, wynagrodzenia pracowników, opłacenie składek przez właściciela, a także opłaty - za wodę, prąd, gaz i ogrzewanie.

A te wzrosły w ostatnim czasie nieprawdopodobnie. Małe lokale gastronomicznie nie są w stanie udźwignąć takich podwyżek. Hanna Mojsiuk z PIG w Szczecinie wyraziła swoje obawy co do tego, że czeka nas upadek wielu restauracji. 

– Klienci chcą odwiedzać lokale, ale po prostu ich nie stać na to, by pozwolić sobie na obiad z całą rodziną. Boimy się, że niebawem restauracje będą świecić pustkami

Niektórzy restauratorzy mówią wprost - obecna sytuacja jest dla nich gorsza niż lockdown spowodowany przez COVID-19. 

Źródło: biznes.interia.pl